piątek, 17 września 2010

GORSETÓWKA Z KOKARDĄ

Wczoraj miałam mega ciężki dzień. Poszłam spać o 2-giej w nocy, wstałam o 6-stej...ledwo żyje. Cały tydzień mocno rozbity...
Ale po kolei.
Otóż 3 tygodnie temu koleżanka z pracy poprosiła mnie o uszycie sukienki. Prosta gorsetówka, odcinana pod biustem. Jedynym szalonym akceptem w tej prostocie miał być pasek pod biustem z dużą kokardą. Wszystko w sumie przebiegłoby OK gdyby nie to, że tydzień temu moja koleżanka miała kolejny rzut choroby. Ma stwardnienie rozsiane...To straszne, taka młoda osoba, 24 lata choruje od 10-ciu. Co kilka lat trafiają jej się rzuty chorobowe zazwyczaj w formie "paraliżu" ciała lub jego części. Traf chciał że właśnie tydzień temu miała kolejny. Nie może za bardzo chodzić, ciężko jej się oddycha...serce się kraje jak się na nią patrzy. Zawsze pełna życia, żywiołowa, wiecznie uśmiechnięta a tutaj taki cios...
Szycie sukienki stanęło pod znakiem zapytania - to zrozumiałe. Zdążyłyśmy zrobić tylko jedną miarę.
W środę wieczorem zadzwoniła czy dałabym rade jej jednak uszyć sukienkę. Sukienka była w proszku, tylko częściowo pozszywana a mi zostałoby kilka godzin po pracy w czwartek. zgodziłam się, jestem za mało asertywna a poza tym jakoś nie umiałam jej odmówić. wzięłam pół dnia wolnego i szyłam wczoraj od 15-stej do 2-giej. Dzisiaj padam, ale uszyłam :) Wyszła bardzo fajnie.
mam tylko kilka zdjęć sukienki na wieszaku, ale i tak widać jak mniej więcej wygląda.
A wygląda tak:















Mam nadzieję, że właścicielce się spodoba i będzie z niej zadowolona :)

A przede mną weekend - nareszcie :))))))))))))))))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz